„Jestem zbudowanym potencjałem najmłodszych reprezentantów Polski, na czele z Miłoszem Redzimskim” – powiedział były trener drużyny Europy Jarosław Kołodziejczyk przed World Cadet Challenge, czyli nieoficjalnymi mistrzostwami świata kadetów w tenisie stołowym.

Kolejna edycja WCC rozpocznie się w środę we Władysławowie. Pierwszy raz Polska jest gospodarzem turnieju i będzie mogła wystawić reprezentację.

W hali COS Cetniewo wystąpią: Miłosz Redzimski, Mateusz Zalewski, Alan Kulczycki, Dawid Jadam oraz Anna Brzyska, Ilona Sztwiertnia, Wiktoria Wróbel i Zuzanna Wielgos. Biało-czerwoni grać będą z takimi ekipami jak Afryka, Azja, Europa, Ameryka Łacińska, Ameryka Północna i Ocenia oraz „Team Hopes” (Nadzieje).

– Jestem zbudowanym potencjałem najmłodszych reprezentantów Polski, na czele z Redzimskim. Trener Tomek Redzimski ma świetnego syna, który gra bardzo dojrzale jak na 13-latka. Z optymizmem można patrzeć na jego i kilkoro innych Polaków przyszłość. Wierzę, że będzie wielkim zawodnikiem, ale warunkiem jest niesamowicie ciężka codzienna praca. W naszym sporcie nie ma innej możliwości, a wystarczy spojrzeć na Chińczyków. W WCC zwyciężali m.in. Ma Long czy Xu Xin, współczesne gwiazdy światowego ping-ponga – wskazał szkoleniowiec.

W poprzednich latach biało-czerwoni grali w ekipie Europy, którą wiele razy prowadził Kołodziejczyk.

– Pomysł organizacji World Cadet Challenge zrodził się na początku tego stulecia, a pierwsze zawody miały miejsce w 2002 roku na Węgrzech. Chodziło o atrakcyjną formułę rywalizacji dla kadetów, którzy mogliby grać z rówieśnikami z całego świata. Inne turnieje nie dawały takiej możliwości, a podczas MŚ, choć traktowanych jako nieoficjalne, można sprawdzić możliwości na tle krajów azjatyckich. Poza tym ważnym czynnikiem była możliwość występów pod egidą swego kontynentu. Młodzi pingpongiści grali w deblu czy drużynówce z zawodnikami, którzy na co dzień są ich rywalami, a tutaj tworzą duet walczący o medal – tłumaczył mieszkający od wielu lat w Austrii polski szkoleniowiec.

Kołodziejczyk był trenerem Europy w WCC w składzie m.in. z Niemcami Dimitrijem Ovtcharovem i Patrickiem Franziską czy Rumunkami Danielą Dodean i Elizą Samarą.

– Dla Europejczyków istotną kwestią była szansa wygrania np. z Chińczykami. I tak jak oni próbowali pokonać Azjatów, tak Staremu Kontynentowi, przynajmniej w pojedynczych spotkaniach, próbowali zagrozić tenisiści stołowi z Afryki, Ameryki Łacińskiej czy Północnej. Mnie, jako trenerowi Europy, zdarzało się podejmować bardzo trudne decyzje personalne. W 2007 roku indywidualnego mistrza Europy Rumuna Hunora Szocsa nie wystawiłem w finale drużynówki, gdyż uznałem, że większe szanse w pojedynkach z Azjatami będą mieć inni. Wkrótce otrzymałem telefon z Rumunii z – mówiąc delikatnie – prośbą o wyjaśnienie… Mimo ogromnego rozczarowania mały „Huni” na meczu z całych sił wspierał swych kolegów i jego niesamowita postawa zostanie mi w pamięci na zawsze. Finał wygraliśmy w dramatycznych okolicznościach 3:2, ale przed ceremonią długo musiałem go przekonywać, że zasłużył na złoty medal w równym stopniu, co pozostali. Do dziś jesteśmy w bardzo dobrych relacjach – wspomniał.

Przez pewien czas Kołodziejczyk prowadził seniorską kadrę narodową Austrii, a wówczas jego obowiązki w WCC przejął Chorwat Neven Cegnar.

– Czasem zdarza się, że pomagam reprezentacji Europy, ale już bardziej z doskoku. Bardzo mi miło, że przez wiele sezonów miałem w składzie polskich zawodników. I wcale nie było im łatwiej dostać nominację z tego powodu, że ich rodak jest w gremium ogłaszającym skład. Paradoksalnie mieli trudniej, ale decydowała klasa sportowa. Stąd obecność w nieoficjalnych MŚ kadetów Natalii Partyki, Magdy Szczerkowskiej, Klaudii Kusińskiej, Patryka Chojnowskiego, Piotra Chodorskiego i innych – wskazał trener.

Dwukrotnie w turnieju uczestniczył tylko Chodorski – w 2005 i 2006 roku.

– Za każdym razem biało-czerwoni zdobywali medale bądź docierali do półfinałów w poszczególnych konkurencjach. Ale turniej na Dominikanie przed 14 laty zapamiętałem jeszcze z innego powodu… Otóż pewnego dnia otrzymałem telefon od pracownika ochrony hotelu, że jakiś chłopak z reprezentacji Europy chodzi po palmach i pytanie, czy ja go znam? Okazało się, że to +Chodor+ realizuje swoje dziecięce marzenie i wspina się po kokos głośno i gorąco dopingowany przez swoich kolegów. Pamiętam miny Patryka Chojnowskiego i Czecha Tomasa Treglera, którzy pękali ze śmiechu – wspominał Kołodziejczyk.