Maska działa – kiedy ludzie mnie zauważają, od razu się odsuwają o dwa metry – mówi były reprezentant Polski w tenisie stołowym 37-letni Wang Zeng Yi z Dojlid Białystok, który z bilansem 16:8 zajął ósme miejsce w indywidualnym rankingu Lotto Superligi.

WOJCIECH OSIŃSKI: Jak się czuje sportowiec, który nie ma kontuzji, a w trakcie sezonu nie może trenować?

WANG ZENG YI: Dziwnie. W wakacje to rozumiem, odpoczywa się, ale generalnie robi się, co chce, cały czas w ruchu. A teraz tylko siedzę w domu, raz na tydzień zrobię zakupy, trochę poćwiczę, ale to ma niewiele wspólnego z przyzwoitym treningiem. Ale rozumiem, że to jest konieczne. Bardzo się boję koronawirusa, bo zdaję sobie sprawę, że jest groźny. Jeśli wychodzę z domu – obojętnie gdzie, po zakupy czy na spacer – zawsze zakładam maskę. Wiem, że lekarze w Polsce twierdzą, że one nie chronią przed zarażeniem, ale ja uważam inaczej na podstawie tego, co słyszę i widzę w Chinach.

Skąd pan wziął maski, przecież nigdzie ich nie ma, a jeśli są, kosztują krocie.

Widziałem, co się dzieje w Chinach i kupiłem je, zanim zniknęły z aptek. Wiedziałem, że ten wirus prędzej czy później dotrze do Polski, choć jeszcze podczas mistrzostw kraju pod koniec lutego koledzy mówili, że u nas nie będzie żadnej epidemii. Odpowiadałem im, że to niestety tylko kwestia czasu.

Cały wywiad dostępny w internetowym wydaniu Przeglądu Sportowego >>>