Zwycięstwo Jakuba Dyjasa w turnieju U-21, finał Dyjasa z Danielem Górakiem w grze podwójnej i pozytywne występy w singlu – selekcjoner reprezentacji Tomasz Krzeszewski z zadowoleniem opuszczał Arenę Ursynów, gdzie Polacy spisali się na medal w mocno obsadzonym World Tour Warsaw Polish Open Major Series.

Polacy dobrze rozpoczęli finał debla, ale z czasem w ich grę wkradła się nerwowość i ostatecznie przegrali ze Szwedami Szwedami Kristianem i Mattiasem Karlssonami 1:3 (9:11, 11:8, 6:11, 9:11). Dlaczego?

– Największy wpływ na to miały emocje. Rywale byli zdecydowanie bardziej doświadczeni, grali już w kilku finałach World Tourów, dlatego podeszli do tego meczu spokojnie. Nasi zawodnicy po raz pierwszy byli w finale, do tego grali przed własną publicznością. Przez emocje w końcówce te wymagające wielkiej precyzji zagrania blisko siatki nie były na odpowiednim poziomie, dzięki czemu rywale dochodzili do dogodnych pozycji do ataku.


Niby zawsze gra się o zwycięstwo w turnieju, jednak patrząc na to, jak mocno obsadzona była drabinka debla, taki wynik pewnie wziąłby pan w ciemno?

– Drabinka była bardzo mocna, prawie w obsadzie mistrzostw świata, bo jedynie bez Koreańczyków. Taki wynik Polaków to olbrzymi sukces. Ten debel już na mistrzostwach świata pokazał, że potrafi grać na dobrym poziomie. Tam nasi zawodnicy byli w szesnastce, w Warszawie też zagrali bardzo dobrze. Choć trzeba pamiętać, że pomogło nam wycofanie Ma Longa, dzięki czemu przeszliśmy jedną rundę bez gry. Nie spotkaliśmy się też z parami azjatyckimi, graliśmy z Europejczykami, ale mimo to uważam, że jest to wielki sukces.


Wychodzi pan z Areny Ursynów w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku przez naszą reprezentację?

– Biorąc pod uwagę taki poziom, turniej był dla nas wyjątkowo udany. Polacy zagrali w dwóch finałach, U-21 wygraliśmy. Do tego turniej indywidualny, gdzie też nasi zawodnicy byli bardzo widoczni i każdy z nich pokonał lepszego od siebie. Wang Zengyi wygrał z Jiang Tianyiz z Hongkongu, z dobrej strony pokazał się Jakub Dyjas, dobrze grał Daniel Górak, który wyciągnął z 0:3 z Niemcem Ricardo Waltherem, a w kolejnej rundzie miał bardzo zacięty mecz z Wong Chun Tingiem, który potem pokonał Juna Mizitaniego. Tak, jestem zadowolony z występów naszej reprezentacji.


To wyniki na miarę naszych możliwości?

– Patrząc na to, jak my jesteśmy zorganizowani, jak wyglądają sprawy materialne, które później przekładają się na wszystko, to jest to sukces. Azjaci są dużo lepsi od nas właśnie w kwestii organizacji sportu. Dla przykładu podam tylko, że do Warszawy przyjechało 47 Japończyków, 25 zawodników i 22 trenerów. My mamy trochę inne proporcje…


Pełne trybuny w Warszawie to chyba najlepszy wyraz tego, że wasza praca ma sens?

– Publiczność dopisała. To doskonała promocja tenisa stołowego i dobry prognostyk przed kwietniowym World Tourem, który, jak podejrzewam, też odbędzie w Warszawie. Doping w trakcie meczu finałowego pokazał, że tenis stołowy jest dyscypliną, która jest popularna w naszym kraju, a to bardzo cieszy.

Rozmawiał – Łukasz Przybyłowicz, Eurosport.Onet.pl