O wierze w sukces, pasji, zwycięstwie, a także o „dziwnych sytuacjach” i odrobinie prywatności – rozmowa z Katarzyną Marszał, mistrzynią świata z 2010 roku, zawodniczką z klasy 6, aktualnie na 7. pozycji w rankingu ITTF, pierwszą rezerwową na wrześniowe Mistrzostwa Świata w Pekinie. Kasiu, jesteś aktualną Mistrzynią Świata z 2010 roku. Będziesz nią aż do chwili zakończenia przez rywalki gry finałowej w Pekinie. Niestety, nie zagrasz w stolicy Chin… Co poszło nie tak?

Nie chcę się nad tym zastanawiać i rozkładać tego na czynniki pierwsze. Po prostu nie zakwalifikowałam się z rankingu i nie „dostałam dzikiej karty”. W klasie 6 w ciągu ostatnich 3 lat pojawiły się nowe zawodniczki (wreszcie), a poziom jest tak wyrównany, że każda z nas może wygrać turniej… „Wypadłam” i tyle. Nie ukrywam, że jest to dla mnie bolesna porażka, tym bardziej, że mam sobie coś do udowodnienia po 2010 roku. Dziś traktuję to, że „coś poszło nie tak” jako surową lekcję…Mam pracę domową do odrobienia i wykucia na pamięć. „Nie ma porażek, które byłyby niepotrzebne”.

Przeżyjmy to jednak jeszcze raz. Opowiedz o swoim największym sukcesie z Gwangju. Czy miałaś jakieś przeczucia przed odlotem do Korei i samym startem? Kiedy poczułaś moc i uwierzyłaś, że możesz tego dokonać?

Przygotowywałam się chyba jak każdy zawodnik przed dużą imprezą. Trening wszechstronny, techniczny i mentalny. Miałam w sobie coś takiego, czego nie umiem do dziś nazwać (niestety także odnaleźć). Pojawiło się to w momencie, kiedy byłam pewna kwalifikacji na MŚ 2010. Myślę, że marzenia snute w dzieciństwie- fachowo nazwane wizualizacją, wtedy nieświadomą- o słuchaniu Mazurka i spoglądaniu na Flagę z 1 miejsca na podium zrobiły swoje. Tak, miałam przeczucie. Nie wiem skąd i nie wiem jak to się stało, że myślałam „jadę po złoto i nic innego mnie nie interesuje”- nie należę do pewnych siebie osób, więc było to dziwne w moim przypadku. Pierwszy raz w życiu usłyszałam, że jestem zbyt pewna siebie (śmiech)! Z taką myślą leciałam do Korei. Było asekuracyjne: „będę zadowolona z każdego wyniku, jeśli dobrze zagram”, ale ta świadomość, że złoto jest w zasięgu dała mi „super moc”. Miałam 2 kryzysy w Korei. Przed jednym z meczów i najgorszy- w trakcie meczu z Tchebaniką (RUS). Obydwa okiełznałam 🙂 Pamiętny jest dla mnie właśnie ten mecz. Przegrywałam 2:1 (11:4 w 3 secie), totalna porażka. Piłka lądowała milimetry za stołem, bo chciałam tak dokładnie zagrać. Popłakałam się. Trener wspierał mnie i motywował…Szłam do stołu ze łzami w oczach i nagle sobie przypomniałam po co przyjechałam. Pogadałam ze sobą: „Po coś tu przyjechała! Płakać będziesz jak przegrasz, a jeszcze nie przegrałaś…graj, do ostatniej piłki, a później ci pozwolę ryczeć!’’ Wcześniejsze przeczucie pomogło w grze.

Potrafisz opisać uczucie, które towarzyszyło Ci po ostatniej piłce meczu finałowego w Gwangju?

Hmmm…nie potrafię. U nas było tak, że każda grała z każdą. Uznaję, że finałowym meczem był mecz przedostatni z Rosjanką. Po wygranej z nią wszyscy byli pewni złota…oczywiście prócz mnie, bo ja miałam jeszcze mecz „formalny” z Greczynką…nie uznaję „dzieła nieukończonego”. Były już wtedy miłe słowa, gratulacje, ja się cieszyłam z wygranej z Tchebaniką (i ze sobą samą). Wspaniałe uczucie wygrać taki mecz. Mecz z Greczynką wygrałam i… Nie bardzo „kontaktowałam” co to znaczy, więc po ostatniej piłce…analizowałam, co było ok, a co nie. Później dopiero, tak przez chwilę pomyślałam, że mam to o czym marzyłam, to na co tak długo i ciężko pracowałam. Jest to uczucie satysfakcji i zadowolenia z siebie.

Potem miały miejsce różne dziwne sytuacje, które mocno Tobą zachwiały. Miałaś chwile zwątpienia? Do tego stopnia, że chciałaś to wszystko rzucić i zapomnieć o tenisie?

„Dziwne sytuacje”- mowa o zmianie klasy sprawnościowej kilka godzin po zdobyciu Mistrzostwa Świata? Tuż po „przerzuceniu” mnie z „6” do „7” nie było rezygnacji. Owszem, był moment bezpośrednio po zmianie klasy, że się rozpadłam na kawałeczki, ale nie dlatego, że mam inną klasę. Tylko, że nastąpiło to w takich okolicznościach. Wyobraźmy sobie dziecko, które „zasłużyło” na cukierka i ma już go w buzi. Podchodzi dorosły i wydziera dziecku tego cukierka… Mi nikt nie odebrał medalu tytułu, ale tak się poczułam, że nie zasłużyłam na medal, nieuczciwie wygrałam… Dla mnie była to kara za usprawnienie się, za pracę, ambicję i wygraną. Oddali mi cukierka, ale on już nie smakuje tak samo. Odebrano mi możliwość cieszenia się ze spełnionego marzenia. Bolało, ale w dniu powrotu z Korei zdeklarowałam się, że „nie dam się, będę walczyć w 7 o medale i niech przerzucają mnie wyżej…bo będę jeszcze sprawniejsza! Bo zrobię wszystko żeby być jeszcze lepszą zawodniczką”. Kryzys i zniechęcenie przyszły trochę później, bo „dziwne sytuacje” powtarzały się i trwały…raz grałam w kl.6, raz w 7 i zmianom nie było końca. To miało wpływ na dalsze moje granie i samopoczucie. Był moment że chciałam zrezygnować, ale było, minęło!!! Podźwignęłam się i wiem, że chcę grać.

Jaki jest Twój typ na nową mistrzynię w Twojej klasie i dlaczego?

Chciałabym, żeby wygrała Khodzyńska i za nią trzymać będę kciuki, natomiast wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na Paovic, czego bym nie chciała. Dlaczego? To są chyba moje sympatie i antypatie.

Pomimo tego, że nie będziesz obecna w Pekinie, z dużym zaangażowaniem brałaś udział we wszystkich obozach i pomagałaś w przygotowaniach koleżankom i kolegom. Też jesteś zdania, że ciężko wykonana praca nie pójdzie na marne?

Gdybym w to nie wierzyła, nie brałabym w tym udziału… Wierzę w ciężką pracę, wykonaną perfekcyjnie i w wytrwałość. Jeśli uczciwie się pracuje, nie oszukując siebie, to jestem zdania, że los nam to wynagrodzi. „Do sukcesów nie ma żadnej windy, trzeba iść po schodach”. Pracuję w „normalnym trybie”, żeby być „na fali” i liczę na procenty w przyszłości 🙂

Jesteś w dobrej formie, a zbliża się okres kwalifikacji do Rio…Zdaje się, że to cel numer jeden?

Dziękuję, miło słyszeć, że jest to zauważalne :). Ale niech ta forma się tam tli, a nie wyskakuje teraz, bo rzeczywiście, kwalifikacje na Rio są moim celem numer 1. Jedną lekcję dostałam, jak się można zakwalifikować, a drugą jak „zawalić” kwalifikacje, więc spokojnie (śmiech).

Opowiedz jak to się zaczęło, jak zaczęłaś grać w tenisa stołowego, kiedy i gdzie?

W dużym skrócie: mija właśnie 10 lat kiedy „zawodowo” się zaangażowałam w treningi tenisa stołowego. Wcześniej była to zabawa i sport, który nie należał do ulubionych. Próbowałam różnych dyscyplin, a ciągnęło mnie do wszystkiego. Każda dziedzina sportu mnie fascynowała. Rodzice niegdyś sportowcy, rodzeństwo sportowcy… Moja miłość do LA… Szkoła sportowa… Początek „kariery sportowej” w Łyszkowicach- to miejscowość z której pochodzę, dalej rozwinęło się to w Skierniewicach… tam połknęłam bakcyla tenisowego.Przyjaźń z rakietką. A teraz cd. w Warszawie.

Czy jest ktoś na kim starasz się wzorować, aby ciągle rozwijać się sportowo?

Nie jest to tenisista. Robert Korzeniowski- chodziarz, kiedy był czynnym sportowcem.

Tenis tenisem, ale jest jeszcze normalne życie, pasje i marzenia, które nie zawsze chodzą tą samą drogą co sport.Jak jest u Ciebie, jest coś oprócz odbijania piłeczki?

Nieraz powtarzam, że sport to całe moje życie…jak nie tenis stołowy to bym znalazła pewnie coś innego- inną pasję sportową. Normalne życie? To jest dla mnie normalne życie. Mam inne zainteresowania, mam także „zwykłe” marzenia, ale ich nie zdradzę na forum bo są tylko moje i chciałabym, żeby się spełniły 🙂 Powiem tylko tyle, że jestem zwykłą dziewczyną ze zwykłymi marzeniami, no może prócz „marzeń wariactw” jak lot paralotnią 🙂

Na co dzień mieszkasz w Warszawie. Co skłoniło Cię do zamieszkania w stolicy? Jakie są w tym mieście warunki do uprawiania tenisa stołowego?

Skłoniło mnie to, że chciałam się rozwijać, iść na przód i nie stać w miejscu, sportowo i prywatnie. Warunki do trenowania tenisa stołowego w Warszawie, w mojej ocenie są wystarczające. Dla mnie na pewno. Zrobiłam spore postępy w wyszkoleniu technicznym, uwierzyłam, że niektóre zagrania są w moim przypadku do wykonania, tylko trzeba więcej czasu im poświęcić…Mam warunki, mam ludzi do trenowania i mam trenerów. Jest ok.

Czy jest coś, co wyprowadza Cię z równowagi przy stole i życiu prywatnym?

Nie lubię nadmiernej pewności siebie „co to nie ja”, chamstwa, kłamstwa, niesprawiedliwości i tego, że „pieniądz” rządzi światem.

Dla odmiany – co jest dla Ciebie bodźcem do działania kiedy gra lub jakieś ćwiczenie nie układa się najlepiej?

Różnie bywa, raz działa jedno, innym razem zupełnie coś innego. Muszę to wyczuć w danym momencie, a jak nie- to nie układa się dalej 🙂

Czy w chwili obecnej w Polsce dostrzegasz dla siebie jakąś mocną rywalkę w swojej kategorii lub młodą i utalentowaną nadzieję tenisa?

Czuję respekt i szanuję każdą rywalkę, więc nie wskażę nikogo palcem. W najniższych klasach rozgrywkowych, w szczególności w kobietach w Polsce mamy niż…jest nas garstka, a szkoda. Jestem obecnie w klasie 6-7 najmłodsza…Młode, utalentowane nadzieje tenisa stołowego, które się pokazały możemy nazwać już weterankami i weteranami w Reprezentacji Polski. Mają na koncie medale ME i Igrzysk Paraolimpijskich. Mentalność Polaków się zmienia, więc może nastawienie na sport wyczynowy niepełnosprawnych też się zmieni i pojawią się w przyszłych latach nowe twarze, również w „6”.

Sportowcy, nawet Ci najwięksi mają swoje słabości i przyzwyczajenia. Czy jest coś, czemu nie potrafisz się oprzeć?

No pewnie! Uważam, że jestem sportowcem pełną „gębą” i jak trzeba jest dieta, jest reżim itp. Ale kiedy wiem, że mogę sobie na coś pozwolić, to z reguły nie odmawiam niczego co słodkie i niezdrowe 🙂

Co roku wyjeżdżasz na turnieje. Na które z nich wracasz najchętniej?

Chyba Słowacja mi najbardziej odpowiada. Chętnie bym wróciła do Brazylii…

Jakim grasz sprzętem?

Deska Joola Rosskopf Allround, guma Tenergy 1.9 na fh, czop Friendship799 1.5 na bh.

Książka, film, czy muzyka?

Najbardziej książka. Z ulubieńszych: „Podręcznik Wojownika Światła” P. Coelho

Życiowe motto, którego bezwarunkowo przestrzegasz?

„Trzeba wierzyć niezłomnie, pamiętać o swoich marzeniach i być cierpliwym”

Chciałabyś coś dodać na zakończenie tej rozmowy?

Życzę WSZYSTKIM jadącym na MŚ do Pekinu dobrej gry, wiary w siebie i w pracę, którą wykonaliście na treningach. Walczcie do końca, walczcie o każdą piłkę i punkt!!! Życzę medalu każdemu z osobna, ale przede wszystkim satysfakcji i zadowolenia z siebie!!! Trenerom życzę spokoju, cierpliwości i przede wszystkim… cierpliwości :). Bawcie się dobrze!!!