Natalia Bajor, jedna z najlepszych polskich tenisistek stołowych jest kolejnym gościem Andrzeja Gliniaka w programie „Druga strona medalu”. Jak zaczęła się jej przygoda z tenisem? Czy łatwiej wywalczyć tytuł mistrzowski czy go obronić? Dlaczego nie lubi imprez? Zapraszamy do lektury!

Często mówi się, że trudniej obronić wywalczony tytuł, niż zdobyć go po raz pierwszy.

Marcowe mistrzostwa Polski w Gliwicach były dla mnie wielkim wyzwaniem. O ile rok wcześniej nic nie musiałam i grałam bez żadnej presji, o tyle teraz podchodziłam do stołu jako mistrzyni kraju. Wszystkie zawodniczki ostrzyły sobie zęby na zwycięstwo ze mną, kierując się zasadą „bij mistrza”. Cały turniej grałam średnio. To nie był mój najlepszy tenis.

Najtrudniejsza była walka o podium. W ćwierćfinale moją rywalką była Klaudia Kusińska. Szybko objęłam prowadzenie 2:0 i wydawało się że w pełni kontroluję sytuację. Tymczasem przeciwniczka wygrała kolejne dwie partie i zrobiło się nerwowo. Na szczęście włączyłam piąty bieg i wygrałam cały mecz 4:2. W finale historia zatoczyła koło. Moją rywalką, podobnie jak rok wcześniej, była Natalia Partyka. To był mój najlepszy występ w turnieju. Wygrałam 4:1 i po roku znowu cieszyłam się ze złotego medalu.

Wyjątkowo smakował twój pierwszy tytuł.

Raszków koło Ostrowa Wielkopolskiego. Tam grałam swój pierwszy finał mistrzostw Polski. Rywalką była Natalia Partyka. Do tej pory nigdy wcześniej z nią nie wygrałam. Z reguły było 0:3 albo 1:3. Nie leżał mi jej styl. Przed decydującym meczem była faworytką. Z jednej strony miała nade mną przewagę psychologiczną, ale z drugiej to na niej ciążyła znacznie większa presja. Ona musiała, ja tylko mogłam. „Jeszcze wiele finałów przed tobą. Graj swoje” – pomyślałam przed pierwszą piłką.

Początek miałam świetny. Grałam pewnie, a przede wszystkim skutecznie. Szybko objęłam prowadzenie 2:0 w setach i nagle… coś się zacięło. Partyka rozgromiła mnie w trzeciej partii wygrywając do 1, a po chwili wyrównała stan meczu. Wszystko zaczęło się od początku. Bałam się, że nie dam rady, a rywalka złapie wiatr w żagle. Decydujący dla losów meczu był piąty set. Miał dramatyczny przebieg. Na początku sprawdzał się pesymistyczny scenariusz. Partyka szybko uciekła na trzy punkty i miała 5:2. Wtedy postawiłam wszystko na jedną kartę. Znowu wróciła mi pewnośc gry. Wygrałam 10:7 i objęłam prowadzenie 3:2. Już tylko set dzielił mnie od złotego medalu. Gra Partyki się posypała, a mi wszystko wychodziło. Wypracowałam sobię ogromną przewagę. Miałam kilka piłek meczowych, i już za chwilę mogłam unieść ręce w geście triumfu. Pierwsze w karierze złoto mistrzostw Polski było moje.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TUWROCLAW.COM!