– Chiny w tenisie stołowym są jak liga NBA w koszykówce. Skoncentrowałbym się przede wszystkim na rywalizacji z tzw. Resztą Świata – mówi mieszkający we Francji Tadeusz Klimkowski, który w latach 80. grał w AZS AWF Gdańsk z Andrzejem Grubbą i Leszkiem Kucharskim.

W 1985 roku gdańszczanie, jako pierwszy polski zespół w historii, zwyciężyli w Pucharze Europy, czyli dzisiejszej Lidze Mistrzów. W tamtym czasie, przez niemal dekadę (od końcówki lat 70.), pingpongiści AZS AWF „kolekcjonowali” tytuły drużynowego mistrza Polski, a ich głównym rywalem był AZS Gliwice, który odzyskał tytuł w 1987 roku i był najlepszy w pięciu kolejnych sezonach.

– W europejskich rozgrywkach drużynę ciągnęli Andrzej Grubba i Leszek Kucharski, oni byli jej filarami, podobnie jak w reprezentacji prowadzonej przez naszego trenera klubowego Adama Giersza. Trzecim zawodnikiem w składzie był Andrzej Jakubowicz, który podobnie jak ja wiele lat temu osiadł we Francji. Pełniłem rolę rezerwowego w tym wspaniałym zespole, zaś regularnie grałem w ekstraklasie. Jeśli z jakiegoś powodu pauzował Grubba czy Kucharski, w składzie pojawiał się też Jarek Łowicki. Mając Andrzeja i Leszka wygrywaliśmy mecz za meczem, dużo trudniej było bez któregoś z nich – stwierdził Tadeusz Klimkowski.

Pochodzący z Gdańska Tadeusz Klimkowski rywalizował o miejsce w kadrze narodowej nie tylko ze wspomnianymi kolegami z AZS AWF, ale też Stefanem Dryszelem, Piotrem Molendą, Norbertem Mnichem, Mirosławem Pierończykiem itd.

– Jeździłem tylko na turnieje międzynarodowe drugiej kategorii, w kadrze na imprezy mistrzowskie były cztery miejsca, z czego jedno często przydzielano młodemu pingpongiście, którego zabierano na naukę. Inna sprawa, że szybko zająłem się pracą trenerską. Dodatkowo w 1988 roku otrzymałem propozycję wyjazdu do Francji. Cała historia z tym związana była bardzo długa, ale skończyło się na tym, że podczas specjalnie zorganizowanego meczu w Gdańsku pokonałem najlepszego zawodnika z Saint-Egreve i dostałem kontrakt w tym klubie z okolic Grenoble. Co prawda oni szukali grającego szkoleniowca, ale ja już wtedy nie grałem, ale mimo to pokazałem, że sporo jeszcze pamiętam… Pierwszy rok byłem sam we Francji, na szczęście żona prezesa USSE Tennis de Table była Polką i mogłem liczyć na ich codzienną pomoc. W 1989 roku dołączyli do mnie żona z synem – opowiadał Tadeusz Klimkowski.

Od ponad 30 lat nieprzerwanie jest on trenerem tenisistów stołowych z Saint-Egreve. W 1995 roku ukazała się jego książka: „Tenis stołowy: technika i metodyka treningu”, a teraz pisze kolejną o swojej dyscyplinie. Poświęcona jest analizie gry pingpongistów na wysokim poziomie, organizacji skutecznego treningu i wizji przyszłego tenisa stołowego.

– We Francji publikacji dotyczących szkolenia w tenisie stołowym jest bardzo dużo, a w Polsce zdecydowanie za mało. Fachowe pozycje napisali Jerzy Grycan i Ziemowit Bańkosz. Pisząc swoją drugą książkę kontaktowałem się m.in. z Leszkiem Kucharskim, Stefanem Dryszelem, Tomaszem Krzeszewskim, Lucjanem Błaszczykiem, Tomaszem Redzimskim, bowiem byłem bardzo ciekawy jak oni pracują, jakie są ich spostrzeżenia, wnioski itd. Chciałbym porównać ich punkt widzenia z moim. Jeśli chodzi o współczesny tenis stołowy potęgą są Chiny, tak jak liga NBA w koszykówce. Uważam, że trzeba spojrzeć na swój sport bardziej filozoficznie. Jeśli Chiny w ping-pongu i Amerykanie w koszykówce są poza zasięgiem, ze względu na wiele czynników, to lepiej walczyć o zwycięstwo z tzw. resztą świata, czyli ekipami o podobnych umiejętnościach, możliwościach itp. Skoncentrowałbym się przede wszystkim na takiej rywalizacji – przyznał.

Zdaniem Tadeusza Klimkowskiego, w Polsce nie brakuje bardzo dobrych szkoleniowców, ale powinno się bardziej korzystać z ich wiedzy. Wskazał nazwiska m.in. Leszka Kucharskiego i Lucjana Błaszczyka.

– Mam nadzieję, że uda się tak pokierować karierami Dyjasa, Badowskiego, Kulczyckiego, Kubika czy Zatówki, aby doszli do wielkich sukcesów. Trochę zdziwiłem się, że Jakub Dyjas już wrócił do Polski, ale to było podyktowane sprawami rodzinnymi, z drugiej strony może będzie miał możliwość trenowania co jakiś czas w Ochsenhausen. Trzymam kciuki za tych chłopaków, za młodych Kulczyckiego i Kubika, którzy powinni fajnie się rozwinąć w Niemczech. Tenis stołowy idzie w kierunku tworzenia ośrodków, w których małe grupy zawodników będą pracowały z rozbudowanymi sztabami trenerskimi – powiedział.

Francuski klub Tadeusza Klimkowskiego ma za sobą historyczny awans (w składzie byli Damian Węderlich i Maciej Kotarski) do najwyższej ligi tzw. amatorskiej – Nationale 1. – Wyżej są tylko rozgrywki profesjonale Pro A i Pro B. W przeszłości dwa razy miałem propozycję pracy w klubach zawodowych, ale na pierwszym miejscu zawsze stawiałem rodzinę – podkreślił.

Jak dodał, kiedy przyjechał do Francji jego klub grał w 4 lidze mężczyzn, a nie posiadał drużyny kobiecej. Łącznie było ok. 50 zawodników.

– Po dziewięciu latach pracy w Saint-Egreve awansowaliśmy z pingpongistkami do superligi i byliśmy dwa sezony na najwyższym poziomie. W tym czasie zespoły męskie mieliśmy w 1. i 2. lidze oraz żeńskie rezerwy w 2. lidze. Pamiętajmy, że głównie skupiamy na pracy z młodzieżą. Nasi tenisiści zdobywali medale mistrzostw Francji we wszystkich kategoriach wiekowych od skrzata do seniora. Najlepszy okres to przełom wieków, a warto wspomnieć takie nazwiska jak Patrick Scatigno czy Agathe Costes, która doszła do finału w seniorkach. W 2000 roku Nicolas Kehyrian i mój syn Tomek zdobyli srebro w mistrzostwach juniorów w deblu. Sześć lat później mój wychowanek Mickael Samouillan wygrał Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w Cetniewie. W mistrzostwach świata i Europy startowali Costes, Kehyrian i Samouillan – opowiadał Polak, który od wielu lat prowadzi sklep ze sprzętem do tenisa stołowego.