„Przez cztery sety czułem, że mam przewagę, a przy lepszych decyzjach w końcówkach setów mogłem pokonać Kentę Matsudairę” – powiedział nam Marek Badowski. We wtorek zagra w Lidze Mistrzów, a w środę wyjeżdża na ITTF Challenge do Władysławowa.

Po bardzo dobrym występie w drużynowych mistrzostwach Europy w Nantes, Badowski wziął udział w turniejach World Tour w Sztokholmie i Bremie. W tych drugich zawodach był bliski zwycięstwa nad Japończykiem Matsudairą, przed dwoma laty zajmującym dziewiąte miejsce na liście światowej. Polak w rankingu jest 123.

– Wydawało mi się, że kontroluję sytuację i rozdaję karty na stole. Prowadziłem 3:0, potem przegrałem seta, ale cały czas miałem wrażenie, że jestem lepszy w tej grze. W piątym prowadziłem 6:3 i 9:7. Porażka w tym secie trochę podcięła mi skrzydła, zbyt długo przeżywałem to niepowodzenia i zrobiło się 3:3 w meczu. W decydującym secie wygrywałem 7:5 i w kolejnej akcji zagrałem dobrą piłkę, niestety w miejsce, gdzie znajdował się Azjata. W końcówce podjąłem kilka złych decyzji i przegrałem. Szkoda, bowiem w kolejnej rundzie czekał już Chorwat Tomislav Pucar, którego byłbym w stanie pokonać – powiedział 22-letni pingpongista Dartomu Bogorii Grodzisk Mazowiecki.

Podczas DME Badowski wygrał m.in. z wicemistrzem Europy z 2016 roku Francuzem Gauzym, zaś przegrał z jego rodakiem, złotym medalistą tamtego czempionatu Emmanuelem Lebessonem.

– Jeśli miałbym porównać trójkę tych zawodników z czołówki światowej, zdecydowanie najtrudniej rywalizowało się z Lebessonem. Dysponuje bardzo dobrym serwisem i świetnie gra po swoim podaniu. Do tego preferuje bardzo szybki tenis stołowy – ocenił.

Po powrocie z Bremy, dwukrotnego wicemistrza Polski (2017, 2018) i aktualnego brązowego medalistę MP w singlu czeka spotkanie LM z FC Saarbruecken (15 października) i udział w ITTF Challenge we Władysławowie (16-20 października).

– W Szwecji nic mi nie wychodziło, mimo że byłem dobrze przygotowany i solidnie zmobilizowany. W Niemczech było lepiej, pokazałem niezły ping-pong, żałuję, że nie udało się wyeliminować Matsudairy. Jutro w Champions League czeka nas trudne wyzwanie, bowiem na papierze rywale mają jeden z najlepszych zespołów w Europie. Liderem jest Patrick Franziska, z którym już raz wygrałem, ale jego młodsi koledzy też potrafią grać na wysokim poziomie. Zapowiada się bardzo ciekawe spotkanie, ponieważ my z Panosem Gionisem i Pavlem Siruckiem chcemy triumfować przed własną publicznością – stwierdził.

Z Grodziska Mazowieckiego trójka drużynowych mistrzów Polski udaje się na zawody do COS „Cetniewo”. Grek Gionis rozstawiony jest z „jedynką”, przez eliminacje nie muszą przebijać się również Badowski i Sirucek.

– Pokazaliśmy już, jako reprezentanci Polski, że w imprezach serii Challenge możemy skutecznie powalczyć o wysokie cele. W Słowenii zwyciężył Kuba Dyjas, a ja dotarłem do ćwierćfinału. Liczę na udany występ we Władysławowie. Poziom jest wyrównany, że przy odrobinie słabszym dniu można z kimś przegrać 0:4, a następnego dnia triumfować 4:0. Pod nieobecność kontuzjowanego Patryka Zatówki, w deblu zagram z Konradem Kulpą. To zapewne nasz jednorazowy występ, chociaż kiedyś z niezłym skutkiem próbowaliśmy sił na arenie międzynarodowej. Pod kątem igrzysk selekcjoner Tomasz Krzeszewski szuka innych rozwiązań, we Władysławowie Kuba Dyjas zagra w parze z Danielem Górakiem, zaś w listopadzie w Linzu ja wystąpię razem z Danielem. Trener nie bierze pod uwagę debla Badowski/Dyjas, gdyż jeden z nas będzie szykowany na dwie gry singlowe w olimpijskich kwalifikacjach drużynowych w styczniu w Portugalii – zakończył Badowski.