„Regularne sukcesy w turniejach rangi ITTF Challenge powinny być przepustką do zawodów World Tour. Powtórka wyników z Cetniewa byłaby mile widziana” – mówi utytułowany tenisista stołowy Lucjan Błaszczyk przed Polish Open w Gliwicach (11-15 marca).

Jesienią 2019 roku międzynarodowe mistrzostwa Polski, zaliczane do cyklu ITTF Challenge, rozgrywane były w hali COS „Cetniewo” we Władysławowie. Do finałów dotarli Marek Badowski w singlu oraz Maciej Kubik i Samuel Kulczycki, którzy z kolei w półfinale debla pokonali wicemistrzów Europy z 2016 roku Jakuba Dyjasa i Daniela Góraka. Ponadto Kulczycki zajął trzecie miejsce wśród młodzieżowców. Tym razem zawody odbędą się w Arenie Gliwice.

„Wielkich gwiazd na liście startowej nie widziałem, ale jest grupa bardzo solidnych zawodników, na czele z Chorwatem Tomisavem Pucarem, Grekiem Panosem Gionisem, Japończykiem Mizukim Oikawą oraz liderami polskiej kadry Kubą Dyjasem i Markiem Badowskim. W dobrej formie jest zwłaszcza Dyjas, który, podobnie jak Badowski, był już w finale ITTF Challenge, tyle że w Słowenii. Uważam, że jest w stanie zwyciężyć w Gliwicach jako pierwszy polski singlista w imprezie tej rangi. Regularne sukcesy w tej serii to sygnał, że zawodnicy są gotowi na mocno obsadzone World Toury. Dyjas i Badowski już pokazywali się z dobrej strony, więc czas na kolejnych Polaków” – stwierdził jeden z najlepszych polskich pingpongistów w historii.

Lucjan Błaszczyk, czterokrotny olimpijczyk, zwrócił uwagę na Dyjasa, który z obecnej reprezentacji ma największe doświadczenie i najlepsze wyniki, ale wciąż nie są to spektakularne osiągnięcia.

„Kuba Dyjas ma przede wszystkim największe umiejętności, co pokazuje na co dzień w Bundeslidze i w zawodach międzynarodowych. Przydałby mu się sukces w postaci zwycięstwa w ITTF Challenge Polish Open. Od dłuższego czasu jest liderem ekipy biało-czerwonych, niedawno do niego dołączył Badowski, ale ostatnio przygasł. Sporo wyjazdów, w tym w Lidze Mistrzów, których nie ma Kuba, sprawiło, że rezultaty w tym roku nie są w pełni satysfakcjonujące. On jest w stanie grać na wysokim poziomie. A co do Dyjasa, zaskoczył mnie powrotem w wieku 25 lat do Polski. Zadecydowały finanse, ale w żadnym polskim ośrodku nie będzie miał takich warunków treningowych jak w Ochsenhausen. Nie znajdzie takich rywali jak Calderano i Gauzy. Podjął ryzykowaną decyzję, za wcześnie opuścił Niemcy” – przyznał 11-krotny medalista mistrzostw Europy (złoto zdobył w 2002 roku w mikście z Ni Xia Lian).

Będąc nastolatkiem Lucjan Błaszczyk wygrywał mistrzostwa Polski i trafił do reprezentacji, w której grał m.in. z Andrzejem Grubbą. Dziś nieco podobnie wyglądają pingpongowe kariery juniorów Macieja Kubika i Samuela Kulczyckiego, którzy grają pierwszy sezon w 2. lidze niemieckiej.

„Będąc na MP w Białymstoku widziałem w akcji obydwu i bardziej podobała mi się gra Maćka, który sięgnął po brąz. U Samka widać, że jest ustawiany przy stole na styl, który jemu nie odpowiada, a konkretnie chodzi mi o odsuwanie go od stołu pół metra, metr i uderzenia piłeczki dużymi zamachami. Tymczasem to chłopak o skromnych warunkach fizycznych, taki jak ja, który powinien grać krótszymi ruchami, szybciej ze stołu. Ma predyspozycje dynamiczne do walki blisko stołu” – ocenił.

Lucjan Błaszczyk był znakomitym singlistą i deblistą. W tej drugiej konkurencji dwa razy wygrał z Wangiem Zeng Yi World Tour w Warszawie. Cztery razy był wicemistrzem kontynentu w duecie z Grubbą, Tomaszem Krzeszewskim, „Wandżim” i Tan Ruiwu. Z Krzeszewskim dotarł do ćwierćfinału igrzysk w Atenach, zaś w 2005 roku w parze z Wang Zeng Yi byli w najlepszej ósemce MŚ w Szanghaju.

„Rozmawiamy o Polish Open, więc skupię się na moich występach z Wandżim w grze podwójnej. Trenowaliśmy bardzo dużo i świadomie grę deblową. Oglądaliśmy nasze mecze, analizowaliśmy, szukaliśmy, co możemy poprawić, aby wygrywać z najlepszymi na świecie. Na treningi zabieraliśmy jednego singlistę, z którym ćwiczyliśmy konkretne akcje itd. Długo dłubaliśmy z myślą o deblu i były efekty pracy. Podczas MŚ w 2005 roku wygraliśmy z wicemistrzami olimpijskimi Ko Lai Chakiem i Li Chingiem z Hongkongu. Dziś brakuje w Polsce mocnej pary, bo przecież Kuba Dyjas występuje z leworęcznym Belgiem Cedricem Nuytinckiem. Nie mamy tej klasy leworęcznego zawodnika dla Dyjasa. Ale szybko może to się zmienić, pamiętam, że solidny trening pozwolił mi z Tomkiem Krzeszewskim czy Wandżim dość szybko przebić się do czołówki europejskiej, potem światowej” – przyznał 11-krotny mistrz Polski w singlu.