„Jestem od dawna poza superligą i World Tourami, ale starsi kibice pamiętają, że pokonałem Bolla i Maze’a. Na arenie międzynarodowej mam jedną szansę na osiem lat i postaram się ją wykorzystać” – mówi Jarosław Tomicki przed ITTF Challenge w tenisie stołowym w Gliwicach (11-15 marca).

Tomicki, były dwukrotny wicemistrz Polski w singlu i srebrny medalista drużynowych mistrzostw Europy, pochodzi z Poznania, ale od dawna mieszka w Gliwicach. Obecnie łączy grę w pierwszoligowym KTS Gliwice z pracą w straży pożarnej.

„Nieźle spisywałem się w cyklu zawodów Grand Prix Polski, zaś w mistrzostwach kraju przegrałem 3:4 z Szymonem Malickim o ćwierćfinał. Znalazłem się w szerokiej kadrze na Polish Open i postanowiłem jeszcze raz spróbować swych sił. Cieszę się, że zawody są w moim mieście, w Gliwicach mam wielu kibiców, którzy będą mnie dopingować. Ważne także, że mimo zbliżających się 40. urodzin potrafię rywalizować z najlepszymi w ojczyźnie. Gra dalej sprawia mi dużo radości, a doświadczenie powoduje, że w trudnych momentach potrafię grać swój najlepszy tenis stołowy” – stwierdził Jarosław Tomicki.

W latach 90. Jarosław Tomicki był uznawany za wielki talent. Mając 15 lat został mistrzem Europy w mikście z Miao Miao i szybko trafił do seniorskiej reprezentacji. W wieku 17 lat był w drużynie, która sięgnęła po srebro ME w Eindhoven, pokonując w półfinale znakomitych Szwedów.

„Byłem wtedy juniorem, jak obecnie Maciek Kubik czy Samuel Kulczycki, a występowałem w kadrze z Lucjanem Błaszczykiem, Tomaszem Krzeszewskim, Michałem Dziubańskim, Piotrem Skierskim i Marcinem Kusińskim. Byłem zdecydowanie najmłodszy w zespole. Na finał z Francją specjalnie przyjechali Andrzej Grubba z Niemiec i Andrzej Jakubowicz z Francji” – wspominał Jarosław Tomicki.

Wiele lat temu popularny „Atom” wygrywał z późniejszymi gwiazdami światowego tenisa stołowego, jak Niemiec Timo Boll i Duńczyk Michael Maze.

„Pokonałem Bolla na międzynarodowym turnieju w Czechach, a w rewanżu przegrałem podczas Top 12 w Luksemburgu. Na Maze’a miałem sposób i z nim wygrywałem wiele razy” – przyznał.

Już w 1997 roku Jarosław Tomicki zadebiutował w seniorskim World Tourze, rozgrywanym wówczas w Gdańsku.

„Sprawiliśmy dużą niespodziankę z Tomaszem Racławskim w deblu, bowiem jako juniorzy zwyciężyliśmy faworyzowanych Piotra Skierskiego i Richarda Prausego. Na kolejny występ w zawodach tej rangi musiałem poczekać do 2004 roku. Później było aż osiem lat przerwy, a teraz po kolejnych ośmiu latach zagram w swoich Gliwicach” – przypomniał.

Jarek „Atom” Tomicki nigdy nie ukrywał, że kariera przy pingpongowym stole nie potoczyła się po jego myśli ze względu na jego „błędy młodości”.

„Dwa srebrne medale indywidualnych mistrzostw Polski przed dekadą sprawiły, że jeszcze raz dostałem szansę w ekipie narodowej, w miejsce kontuzjowanego Bartka Sucha. W 2011 podczas mistrzostw świata w Rotterdamie wygrałem swoją grupę, a o awans do turnieju głównego przegrałem z Anglikiem Liamem Pitchfordem 2:4. Niewiele brakowało, abym prowadził 3:1 w tym pojedynku. Grałem wówczas rakietką pożyczoną od Lucka Błaszczyka, ponieważ moja przekraczała normy regulaminowego” – powiedział.

Na czas ITTF Challenge Jarosław Tomicki weźmie wolne w straży pożarnej. Na co dzień (i nocami) bierze udział w akcjach bojowych.

„Przejście grupy eliminacyjnej byłoby sukcesem. A jeśli chodzi o krajowe występy, niedawno pokonałem w Pucharze Polski 3:0 Czecha Antonina Gavlasa z 3S Polonii Bytom. Stać mnie jeszcze na dobre pojedynki z zawodnikami z superligi i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś z moim gliwickim klubem awansujemy do superligi. Chciałbym, aby fani tenisa stołowego w naszym mieście mogli oglądać tenis stołowy na najwyższym poziomie. Gramy swoimi zawodnikami i jeszcze jest Dariusz Steuer, prezes i zawodnik, z którym założyłem akademię” – zakończył były pingpongista m.in. Budowlanych i Sanu Poznań, AZS Gliwice, Borussii Spandau, Trasko Ostrzeszów i Carbo-Koks Silesii Miechowice.