„Zbyszek, przepraszam, ale teraz nie mogę ci pomóc z zaproszeniami” – mówił zaraz po wyjściu ze szpitala tydzień przed finałem play-off w Tarnobrzegu. Był słabiutki i smutny z powodu tego, co usłyszał od lekarzy, a mimo to dalej żył problemami klubu, odpowiedzialny do końca. Pomimo swoich lat pomagał, jak mógł. W jego gestii leżało właśnie dostarczanie zaproszeń przed najważniejszymi meczami oraz spikerka podczas spotkań ligowych. Swoim dostojnym głosem, zawsze z niezmienną powagą przez wiele lat rozpoczynał pojedynki ekstraklasy.

Trener po każdym wyjazdowym meczu, bez względu na to, gdzie graliśmy, zawsze jeden z pierwszych telefonów wykonywał do Prezesa, ponieważ wiedział, że ten czeka ze słuchawką w ręce. Czeka i się niepokoi. Nie dla niego była doba Internetu, on musiał wynik usłyszeć od Zbigniewa Nęcka. Ten ostatni telefon odebrał w środę wieczorem. Trener dzwonił z Wrocławia z wynikiem pierwszego meczu w finale play-off. Umówili się, że w sobotę przyniesie mu złoty medal.

Roman Kulczycki przygodę z tenisem stołowym rozpoczął w 1987 roku, kiedy jako pracownik Siarkopolu został kierownikiem drużyny. I tak los skrzyżował jego drogę ze Zbigniewem Nęckiem, który właśnie przeniósł się do Tarnobrzega i z którym bardzo szybko złapał wspólny język. Panowie na tyle dobrze się rozumieli, że Roman Kulczycki został prezesem KTS-u w 2002 roku.

Mecze opuszczał tylko w dwóch przypadkach: poważniejsza choroba oraz wyjazd do swoich dzieci. Jego zawsze wyprostowana sylwetka przynajmniej raz w tygodniu pojawiała się w drzwiach hali treningowej i mogłyśmy słyszeć to niezmienne: „Dzień dobry, jest Zbyszek?”. Szczególnym sentymentem darzył Li Qian, na widok której uśmiech szczególnie rozświetlał mu twarz.

Czytaj więcej na stronie Enea Siarki Tarnobrzeg!