– Po najlepszym sezonie w historii kobiecego tenisa stołowego, znów podtrzymaliśmy passę medalową – przyznał trener polskiej reprezentacji Michał Dziubański. W mistrzostwach Europy w Jekaterynburgu brąz zdobyła Li Qian, w deblu z Holenderką Li Jie. – W tamtym roku nasza drużyna wywalczyła brąz drużynowych mistrzostw kontynentu w Lizbonie, zaś Natalia Partyka i Katarzyna Grzybowska awansowały do wielkiego finału prestiżowego cyklu World Touru, zajmując drugie miejsce w Bangkoku. W tym roku Li Qian sięgnęła po brąz mistrzostw świata i Europy w grze podwójnej – z Li Jie. Z każdej głównej imprezy przywozimy krążki – powiedział Dziubański na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie.

Niewiele zabrakło, aby dwa duety z jego podopiecznymi znalazły się w gronie medalistek. W ćwierćfinale Li Qian (na co dzień trenuje w Tarnobrzegu ze Zbigniewem Nęckiem) i Li Jie pokonały 4:3 Partykę i Grzybowską (współpracują w ośrodku w Gdańsku z Dziubańskim).

– Szkoda, że trafiły na siebie na tym etapie zawodów, bo w takiej formie obie pary stać było na medale. Z kolei kilku piłek zabrakło nam do awansu do półfinału w turnieju drużynowym w Rosji. Przegraliśmy z fantastycznie dysponowanymi Rumunią 2:3 – dodał szkoleniowiec.

Ostatecznie zespół „biało-czerwonych” zajął piąte miejsce. W singlu najdalej, do 1/8 finału, awansowała Li Qian.

– Jeśli chodzi o cały występ, cieszą wygrane np. Grzybowskiej z zajmującą 27. miejsce w rankingu światowym Węgierką Georginą Potą oraz zwycięstwo Li Qian nad 21. na tej liście Rumunką Elizabetą Samarą, która sięgnęła po złoto w grze pojedynczej w Jekaterynburgu – stwierdził Dziubański.

Męska kadra też osiągnęła ćwierćfinał DME, ale grając później w młodzieżowym składzie (bez Wanga Zeng Yi i Daniela Góraka), przegrała dwa kolejne spotkania i uplasowała się na ósmej pozycji.

– Po ośmiu latach medal znów był na wyciągnięcie dłoni. Z Białorusią prowadziliśmy 2:1 w spotkaniu, a Górak prowadził z Władimirem Samsonowem 2:0 w setach. Niestety nie poradził sobie ze stroną emocjonalną, zagrał następne partie dużo gorzej, popełnił dużo własnych błędów. W decydującym pojedynku Jakub Dyjas, który wcześniej wygrywał z liderami ekip Hiszpanii i Ukrainy, tym razem uległ doświadczonemu defensorowi Jewgienijowi Szczetininowi – ocenił selekcjoner Tomasz Krzeszewski.

W singlu najlepsi Polacy odpadali już w pierwszej rundzie, zaś nie powiodło im się też w deblu (Dyjas i Górak nie awansowali do „ósemki”).

– Wciąż szukamy najlepszego ustawienia w grze podwójnej, patrząc pod kątem igrzysk w Rio de Janeiro. Debel jest w programie drużynówki na olimpiadzie, a zasada jest taka, że w danym meczu lider występuje w dwóch spotkaniach singlowych, zaś pozostali gracze rywalizują w jednym singlu oraz deblu. My mamy bardzo wyrównany skład, dlatego ciągle sprawdzamy różne możliwości – podkreślił Krzeszewski.

W przyszłości, poza parą Li Qian, Li Jie, można spodziewać się innego międzynarodowego debla.

– Myślimy o zbudowaniu duetu Dyjas, Portugalczyk Joao Geraldo. Obaj są w podobnym wieku, na co dzień trenują razem w niemieckim Ochsenhausen. W przyszłości widzę ich na najwyższym stopniu podium mistrzostw Europy – dodał trener.

W tym tygodniu najlepsi polscy pingpongiści uczestniczyć będą w meczach superligi (mężczyźni) i ekstraklasy (kobiety) oraz rozgrywkach Ligi Mistrzów. A już od 21 października wystąpią w World Tourze w Warszawie, mającym w tym sezonie niesamowicie silną obsadę. Start zapowiedzieli niemal wszyscy najlepsi na świecie, na czele z chińskimi mistrzami igrzysk i globu.